Jak pisałam w poprzednim poście, ogromnie przyjemną
niespodzianką była dla mnie informacja, że pojawiły się dwie talie Lo Scarabeo,
do których wykorzystano ilustracje wspaniałych ilustratorów z przełomu XIX i XX
wieku, Johna Bauera i Arthura Rackhama.
Niewątpliwie nie każdy uznaje za trafiony pomysł łączenia
wcześniej powstałych ilustracji z symboliką tarota, chociaż obserwując
popularność takich talii (w tym przynajmniej kilka talii opartych na dziełach
malarskich), istnieje sporo amatorów rozchwytujących takie publikacje.
Zdecydowanie zaliczam się do tej grupy. Artystyczne piękno takich talii jest
niepodważalne.
O talii wykorzystującej prace Johna Bauera pięknie opowiada Kelly z kanału YT The
Truth in Story, prezentując wszystkie karty. Bardzo podoba mi się, jak zwraca
uwagę na kontrasty w ilustracjach: światło otoczone ciemnością, maleńkie
postacie zderzone z ogromnymi, niedopowiedziane „kto jest kim” (na przykład na
karcie Cesarza, na której mamy olbrzyma, a przed nim maleńką dziewczynkę).
Klimat wszystkich obrazków jest niezwykły, przenosi dosłownie w świat baśni. Kiedy
patrzę na te ilustracje, czuję, jak emanuje z nich klimat początków XX wieku,
czasu, gdy wielką popularnością cieszyły się różnego rodzaju stowarzyszenia łączące
artystów, pisarzy, zgłębiających i rozwijających tradycje duchowe i
ezoteryczne.
Póki co, nie miałam tej talii w ręku, ale ten dystans nie
przeszkadza mi szczerze gratulować, że taka talia powstała i że przepiękne
ilustracje zostały wznowione. Ożywione w innym celu, mogą dotrzeć do kolejnych
pokoleń.
Tutaj można obejrzeć rzetelną recenzję Kelly (po angielsku):
Ale drżenie mojego serca wywołała ta druga publikacja.
Dzieła Arthura Rackhama są chyba znane nieco szerzej niż Johna Bauera, tak
przynajmniej było w moim przypadku. Ogromnymi nadziejami wypełniła mnie kilka
lat temu zapowiedź wydania talii tarota opartej na pracach Rackhama zwanej Ring
Cycle Tarot. Dla mnie – niestety, kształt jaki ostatecznie nadano tej talii to
nie było to, czego oczekiwałam.
Ale kiedy zobaczyłam, że ilustracje Rackhama są dostępne w
zupełnie nowej publikacji, kiedy zobaczyłam kilka promujących zdjęć... Miałam
odpowiedź przynajmniej na jedną wątpliwość – Lo Scarabeo na pewno nie będzie
zaskakiwało odbiorcy własnymi nadpisanymi koncepcjami, które miałyby łączyć
różne tradycje i wątki. Oni po prostu
biorą ilustracje i chcą je w miarę możliwości uspójnić wizualnie i puścić jako
kolejny produkt.
I to jest dokładnie to, czego ja oczekuję od wydawcy, który
sięga po ilustracje, które w założeniu nie miały nic wspólnego z tradycją
tarotowych przedstawień.
W zasadzie jest to pierwsza talia, którą kupiłam niemal
całkiem w ciemno, pomijając promujące ilustracje. Chciałam zobaczyć prace
Rackhama – wiedziałam, że będą tworzyły fantastyczne tło dla kart – bo też tak
to w zasadzie dla mnie działa. Chyba nigdy wcześniej nie podjęłam decyzji tak
instynktownie i bez dania sobie czasu na przemyślenie zakupu (jeśli ktoś ma
więcej talii niż możliwości korzystania z nich, wie o czym piszę ;-) ) – a
jestem w miejscu, w którym najchętniej nie kupowałabym już żadnych kart :-)
Jeśli ktoś nie miał jeszcze okazji podejrzeć, karty wyglądają tak (nie są to wszystkie karty):
Poniżej moje absolutne crème de la crème:
Jak widać, karty utrzymane są w odcieniach sepii. Papier jest gładko matowy i stosunkowo sztywny. Ilustracje Rackhama przywołują echa malarstwa prerafaelitów.
Niektóre grafiki bardzo silnie kojarzą się z D. G. Rossettim i jego słynną
modelką. We mnie budzą też skojarzenia z ekspresją znaną z obrazów równolatka
Rackhama, wspaniałego Jeana Delville, którego obrazy i wiersze pełne są
mistycyzmu: postacie wyrywające się w niebo, wyciągające ręce, zastygłe w
gestach. Nasuwają mi się także możliwe późniejsze inspiracje. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że na pracach
Rackhama swój warsztat artystyczny trenowała Stephanie Pui-Mun Law, autorka
Shadowscapes Tarot czy też Luis Royo, którego prace również wykorzystano jako
grafiki w kilku różnych taliach tarota.
Arthur Rackham vs Dante Gabriel Rossetti |
Kilka przykładów prac Jeana Delville |
Stephanie Pui-Mun Law, 3 Kielichów z talii Shadowscapes Tarot |
Ilustracja Luisa Royo |
Wracając do talii Rackham Tarot – moje odczucia najlepiej chyba opisze
sam tarot... Na pytanie, kiedy już przejrzałam całą talię, przetasowałam,
zrobiłam kilka niezwykle wymownych szybkich rozkładów (ta głębia przekazu
pierwszych odczytów...!) – no więc na moje pytanie „Czym jest
dla mnie ta talia” – wyciągnęłam XXI Świat – ostatni z Wielkich Arkanów.
W tym przypadku mówiąc
najbardziej potocznie to naturalnie strzał w dziesiątkę, sięgając po język
bardziej ezoteryczny, czyżby „talia duszy”?
Ilustracje w skali 1:1 oddają moją wewnętrzną estetykę.
Patrząc na karty, odczuwam wewnętrzne uniesienie – stan, kiedy czujemy, że
gdzieś nas porwało i rzuciło prosto w odpowiedź, tak dosłownie i bez
najmniejszych wątpliwości.
Kończąc swoje zachwyty, czas na podsumowanie. Fantastycznie, że tak piękne talie zostały wydane szeroko
działającym wydawnictwem, przez co stosunkowo nietrudno je kupić, zakres cenowy
jest naprawdę przystępny, nadruk prawdopodobnie trwały (bazując na moich innych
stasowanych taliach Lo Scarabeo, niezależnie od papieru), rozmiar kart
przyjemny w pracy nimi. I żadnych więcej irytujących napisów na kartach... (z
czego znane są szeroko starsze talie Lo Scarabeo ;-) )
Po prostu – jupi!! Na mojej osobistej liście w czołówce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz