poniedziałek, 28 stycznia 2019

Czas baśni cz. 2: John Bauer Tarot i Rackham Tarot


Jak pisałam w poprzednim poście, ogromnie przyjemną niespodzianką była dla mnie informacja, że pojawiły się dwie talie Lo Scarabeo, do których wykorzystano ilustracje wspaniałych ilustratorów z przełomu XIX i XX wieku, Johna Bauera i Arthura Rackhama.

Niewątpliwie nie każdy uznaje za trafiony pomysł łączenia wcześniej powstałych ilustracji z symboliką tarota, chociaż obserwując popularność takich talii (w tym przynajmniej kilka talii opartych na dziełach malarskich), istnieje sporo amatorów rozchwytujących takie publikacje. Zdecydowanie zaliczam się do tej grupy. Artystyczne piękno takich talii jest niepodważalne.


 O talii wykorzystującej prace Johna Bauera pięknie opowiada Kelly z kanału YT The Truth in Story, prezentując wszystkie karty. Bardzo podoba mi się, jak zwraca uwagę na kontrasty w ilustracjach: światło otoczone ciemnością, maleńkie postacie zderzone z ogromnymi, niedopowiedziane „kto jest kim” (na przykład na karcie Cesarza, na której mamy olbrzyma, a przed nim maleńką dziewczynkę). Klimat wszystkich obrazków jest niezwykły, przenosi dosłownie w świat baśni. Kiedy patrzę na te ilustracje, czuję, jak emanuje z nich klimat początków XX wieku, czasu, gdy wielką popularnością cieszyły się różnego rodzaju stowarzyszenia łączące artystów, pisarzy, zgłębiających i rozwijających tradycje duchowe i ezoteryczne.

Póki co, nie miałam tej talii w ręku, ale ten dystans nie przeszkadza mi szczerze gratulować, że taka talia powstała i że przepiękne ilustracje zostały wznowione. Ożywione w innym celu, mogą dotrzeć do kolejnych pokoleń.

Tutaj można obejrzeć rzetelną recenzję Kelly (po angielsku):




Ale drżenie mojego serca wywołała ta druga publikacja. Dzieła Arthura Rackhama są chyba znane nieco szerzej niż Johna Bauera, tak przynajmniej było w moim przypadku. Ogromnymi nadziejami wypełniła mnie kilka lat temu zapowiedź wydania talii tarota opartej na pracach Rackhama zwanej Ring Cycle Tarot. Dla mnie – niestety, kształt jaki ostatecznie nadano tej talii to nie było to, czego oczekiwałam.

Ale kiedy zobaczyłam, że ilustracje Rackhama są dostępne w zupełnie nowej publikacji, kiedy zobaczyłam kilka promujących zdjęć... Miałam odpowiedź przynajmniej na jedną wątpliwość – Lo Scarabeo na pewno nie będzie zaskakiwało odbiorcy własnymi nadpisanymi koncepcjami, które miałyby łączyć różne tradycje i wątki.  Oni po prostu biorą ilustracje i chcą je w miarę możliwości uspójnić wizualnie i puścić jako kolejny produkt.
I to jest dokładnie to, czego ja oczekuję od wydawcy, który sięga po ilustracje, które w założeniu nie miały nic wspólnego z tradycją tarotowych przedstawień.

W zasadzie jest to pierwsza talia, którą kupiłam niemal całkiem w ciemno, pomijając promujące ilustracje. Chciałam zobaczyć prace Rackhama – wiedziałam, że będą tworzyły fantastyczne tło dla kart – bo też tak to w zasadzie dla mnie działa. Chyba nigdy wcześniej nie podjęłam decyzji tak instynktownie i bez dania sobie czasu na przemyślenie zakupu (jeśli ktoś ma więcej talii niż możliwości korzystania z nich, wie o czym piszę ;-) ) – a jestem w miejscu, w którym najchętniej nie kupowałabym już żadnych kart :-)

Jeśli ktoś nie miał jeszcze okazji podejrzeć, karty wyglądają tak (nie są to wszystkie karty):






Poniżej moje absolutne crème de la crème:


Jak widać, karty utrzymane są w odcieniach sepii. Papier jest gładko matowy i stosunkowo sztywny. Ilustracje Rackhama przywołują echa malarstwa prerafaelitów. Niektóre grafiki bardzo silnie kojarzą się z D. G. Rossettim i jego słynną modelką. We mnie budzą też skojarzenia z ekspresją znaną z obrazów równolatka Rackhama, wspaniałego Jeana Delville, którego obrazy i wiersze pełne są mistycyzmu: postacie wyrywające się w niebo, wyciągające ręce, zastygłe w gestach. Nasuwają mi się także możliwe późniejsze inspiracje. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że na pracach Rackhama swój warsztat artystyczny trenowała Stephanie Pui-Mun Law, autorka Shadowscapes Tarot czy też Luis Royo, którego prace również wykorzystano jako grafiki w kilku różnych taliach tarota.

Arthur Rackham vs Dante Gabriel Rossetti

Kilka przykładów prac Jeana Delville
Stephanie Pui-Mun Law, 3 Kielichów z talii Shadowscapes Tarot

Ilustracja Luisa Royo

Wracając do talii Rackham Tarot – moje odczucia najlepiej chyba opisze sam tarot... Na pytanie, kiedy już przejrzałam całą talię, przetasowałam, zrobiłam kilka niezwykle wymownych szybkich rozkładów (ta głębia przekazu pierwszych odczytów...!) – no więc na moje pytanie „Czym jest dla mnie ta talia” – wyciągnęłam XXI Świat – ostatni z Wielkich Arkanów. 

W tym przypadku mówiąc najbardziej potocznie to naturalnie strzał w dziesiątkę, sięgając po język bardziej ezoteryczny, czyżby „talia duszy”?
Ilustracje w skali 1:1 oddają moją wewnętrzną estetykę. Patrząc na karty, odczuwam wewnętrzne uniesienie – stan, kiedy czujemy, że gdzieś nas porwało i rzuciło prosto w odpowiedź, tak dosłownie i bez najmniejszych wątpliwości.

Kończąc swoje zachwyty, czas na podsumowanie. Fantastycznie, że tak piękne talie zostały wydane szeroko działającym wydawnictwem, przez co stosunkowo nietrudno je kupić, zakres cenowy jest naprawdę przystępny, nadruk prawdopodobnie trwały (bazując na moich innych stasowanych taliach Lo Scarabeo, niezależnie od papieru), rozmiar kart przyjemny w pracy nimi. I żadnych więcej irytujących napisów na kartach... (z czego znane są szeroko starsze talie Lo Scarabeo ;-) )


Po prostu – jupi!! Na mojej osobistej liście w czołówce.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz