sobota, 3 sierpnia 2019

Pomiędzy brzegami



Do napisania tego postu wywołał mnie sam Tarot, bo kiedy kładzie się na stół tak bardzo niecodzienny, symboliczny obrazek, po prostu nie można przejść bez słowa obok czegoś takiego. 

Przyglądałam się na YT rozkładowi kart, który wydał mi się ciekawy:


Rozkład MOST (z opracowania dołączonego do talii Tarot of the Master/Tarot Mistrza, Lo Scarabeo)

1. W środku, karta pomiędzy, łącząca dwa brzegi, przęsło mostu, kierunek, w jakim należy zmierzać, by dotrzeć od karty nr 2 do karty nr 3, lub by osiągnąć połączenie
2. Po lewej stronie, esencja pierwotnej idei, prawdziwa natura, reprezentuje punkt widzenia osoby, dla której robiony jest rozkład
3. Po prawej stronie, drugi brzeg to kolejna idea, drugi punkt widzenia, innej osoby lub obiektywny w swojej naturze
4. Na górze, osoba przechodząca przez most; sposób, w jaki sprawa zostanie osiągnięta uzależniony jest od tej karty
  
 

Mając pod ręką talię, bez większej refleksji, bez żadnego postawionego pytania, nawet bez świadomego założenia, że „teraz robię rozkład”, po prostu wyciągałam kolejne karty.
Rozkład, który zobaczyłam, był tak nieprzypadkowy, że nie mogłam nie zwrócić uwagi. 




W centrum leży 8 Kielichów, po lewej stronie, „na jednym brzegu” 8 Monet, „na drugim brzegu” 8 Buław, na pozycji 4 – osoby przechodzącej przez most – karta Gwiazdy (talia to The Golden Tarot Visconti Sforza).

Moja pierwsza myśli – ojej, same 8-ki! Oczywiście to już wywołuje uśmiech. Ale przecież rozkład to MOST, budujemy przęsło, jeden brzeg, drugi brzeg… A tu w centrum, w miejscu, w którym przepływa woda, leży karta, która standardowo utrwalona jest jako przełęcz! 



Więc pod tym moim mostem jak najbardziej płynie woda… Karta emanuje energią podróży, wędrówki krętą ścieżką w środku nocy, to podróż księżycowa, wewnętrzna, także schodzenie w dół, schodzenie do wnętrza, również własnego, emigracja od świata
 
Na jednym brzegu leży 8 Monet – jedna z najbardziej pragmatycznych kart, krok po kroku rytmiczne przekuwanie, karta trwałej, regularnej czynności – czy nie tak wygląda wchodzenie po stopniach? Jak dla mnie – w tym kontekście to jest właśnie ta opowieść. Stopień po stopniu wspinanie się na most.
Na drugim brzegu leży 8 Buław – symbolizująca między innymi szybkość działania, kontaktowość, lotność rozprzestrzeniania się. Dla mnie to również karta biegu – w tym przypadku – zbiegania po stopniach.

A przez most „przechodzi” tak konkretnie personalna karta – Gwiazda! Tarociści dzielą się chyba na tych, którzy lubią tę kartę i na tych, którzy jej nie lubią (złudzenia, bujanie w obłokach, niczego nie niesie, w ogóle niepotrzebna w talii). Osobiście uwielbiam tę kartę, a w takim miejscu wydaje mi się przepięknym przesłaniem.

Czy widzicie, co namalowana kobieta trzyma w ręku? Trzyma gwiazdę – ośmioramienną.



Dla mnie 8 Buław, którą widzę na końcu, jest powtórzeniem gwiazdy przedstawionej na karcie XVII. Lub odwrotnie – to Gwiazda łapie tę 8 Buław, emanację iskry.



 
I  jeszcze jedno – 17, czyli numer przypisany karcie Gwiazdy, to po zsumowaniu również 8-ka!

Nie mogę oprzeć się głębokiej spójności tych przenikających się znaczeń – wizualnie: z 8ką Kielichów w jej Rider-Waitowskiej odsłonie z przepływającą wodą  i przełęczą bez mostu oraz podobieństwem 8 Buław do ośmioramiennej gwiazdy; poza tym wielokrotność 8-ek, wspinanie się w 8 Monet i zbieganie w 8 Buław… Również sama Gwiazda wisząca ponad ciemnością 8-ki Kielichów wydaje mi się ogromnie symbolicznym obrazem, kiedy podążamy właśnie za swoją gwiazdą.



 
Osadzając te znaczenia w swoim życiu, być może właśnie jestem w tym miejscu, kiedy stoję na moście i patrzę w niebo. Za sobą mam symboliczną połowę życia, przed sobą drugą połowę, czyli chociaż jeszcze ciągle stoję w najwyższym punkcie, przed sobą nie mam już stopni prowadzących w górę (jako lata młodzieńcze, dorastanie, osiąganie dorosłości).

Również jeżeli chodzi o podróż do samego siebie, o odkrywanie karmicznie swojej natury, rozumienie swojej teraźniejszości przez rozumienie własnej zapomnianej historii, myślę że pewną drogę mam za sobą, a to, co wiem dziś prowadzi mnie dalej – ta 8ka Kielichów, która jest połączeniem dwóch brzegów. I myślę, że gdzieś sprzyjają mi gwiazdy, żeby tę podróż kontynuować, iść w przyszłość, widząc przeszłość


Ale rozkład jest dla mnie jeszcze bardziej intrygujący – 8-ki na kartach bardzo mocno kojarzą mi się również z miesiącem VIII, czyli rozpoczętym właśnie sierpniem: także w cyklu rocznym znajdujemy się obecnie w zenicie łuku, mamy drugą połowę lata. Przed sobą również mam podróże, bardzo dla mnie emocjonalnie ważne.


Wiele jest płaszczyzn, dla których ten rozkład wyróżnia się w moich oczach.


Nie ma chyba przyjemniejszego wymiaru korzystania z kart, jak właśnie takie wyjątkowe przesłania, które odbieramy jak opowiedziane specjalnie dla nas, symbolami, które są czytelne jak słowa. Zwłaszcza jeśli są to przesłania, które wywołują wewnętrzne ciepło i poczucie integracji na różnych poziomach doświadczania siebie. 
A to wszystko złapane ot, mimochodem, taki przelotny motyl, który usiadł na ręku i wywołał uśmiech.
  


 
No’ si volta chi a stella è fisso.  -   Nie cofa się, kto związał się z gwiazdą.
Leondaro da Vinci
 

   


piątek, 22 marca 2019

Królowa Kielichów

Opowiedziałam już o  Królach i ich powietrznym, atmosferycznym oddziaływaniu. Czas na Królowe!  Przy nich nadchodzi moment zanurzenia się w żywioł: można powiedzieć, że będzie on działał łagodniej, ale też i bardziej wyraźnie, namacalnie. Zwłaszcza widoczne jest to właśnie przy Królowej Kielichów – wodzie wody. Oto moja perspektywa, z jakiej patrzę na kolejną z kart dworskich.

 

Universal Wirth Tarot


Najlepszą dla mnie metaforą tej karty  jest falowanie podwodnego świata.

W kontekście konkretnej osoby Królowa Kielichów wyraża przede wszystkim emocjonalność – to czuła, zazwyczaj delikatna kobieta, wrażliwa, łagodna, matczyna, ciepła, troskliwa... Skupiona wokół emocji, silnie przeżywająca, uczuciowa, potrzebująca tych uczuć  i oczekująca  ich okazywania. Niby pięknie, lecz jak zawsze, w rozległym spektrum można obserwować stany od bardzo pożądanych po negatywne, więc nie zawsze chodzi o empatię i zrozumienie.

Już kiedyś o tym pisałam: Królowa Pucharów to dla mnie woda rozlana na atrament, bohaterka akwarelowego pejzażu. Uwielbia patrzeć na świat przez filtr zmiękczający własnych przeżyć, marzeń, fantazji. Jest czuła na piękno, którym można się zachwycić, na przeżycia, które potrafią porwać. W miękkich, barwnych plamach mieszają się smutki i radości, światła i cienie, chwile ekstazy i zapadanie się w ciemność.

Rozważając znaczenie symboli, jest chyba najbardziej intensywnym wyrazem energii jin, tego, co bierne, intuicyjne i alogiczne (w znaczeniu opozycyjnym do logicznej dedukcji). Może ona sama – karta Królowej – nie wskazuje tak jednoznacznie na intuicję, wyobraźnię, myślenie obrazem, bez słów – ale przedstawia energię zanurzoną w tym świecie, kiedy to, co dociera, rozszczepia się jak światło oglądane pod wodą. 

 
Via Tarot
Oczywiście w pewnym sensie jest to wspólne wszystkim postaciom z dworu Kielichów, natomiast w przypadku Królowej będzie to najsilniej introwertyczne i bierne. Królowa Kielichów raczej reprezentuje aspekt chłonięcia niż samodzielnego tworzenia, szalenie trudno jest się jej wydobyć z jej bezpiecznego świata. Zintegrowaną z żywiołem wody, Królową Kielichów otaczają kolejne kręgi dzielące świat znany i niepoznany – kręgi na powierzchni i podwodne, wewnętrzne. Kluczowa będzie tutaj oczywiście siła uczucia i bliskość emocjonalna. Ta energia bardzo mocno harmonizuje się z tradycyjnie rozumianą rolą kobiety (miejsce kobiety jest w domu), ponieważ jest ona tutaj panią uczuć, królową ukrytą przed światem, niepoznaną z zewnątrz, niekiedy więc niepozorną, cichą i kruchą. 

W konkretnych interpretacjach, kiedy pytamy o skutek działań lub akcję, wnosi energię bierności: może wskazywać oczekiwanie, pogłębioną refleksję, wsłuchiwanie się w siebie i głos intuicji, ale ostatecznie jednak oznacza zamglenie i rozmycie. Karta ta pokrewna jest w tym znaczeniu do Księżyca, Kapłanki, Króla Kielichów – wszędzie tam, gdzie dominuje żywioł wody, no cóż – siada nam działanie.

Wskazuje na niejednoznaczne oceny, na sytuacje, kiedy rozumiemy za dużo (empatycznie, wewnętrznie), aby coś uprościć, zdecydować. Przyzwolenie na działanie innym, bierna akceptacja nadchodzących wydarzeń. 

W wymiarze abstrakcyjnym Królowa Kielichów może wyrażać efemeryczność, ulotność, czułą chwilę, uroczy moment, wszelkiego rodzaju blaski, błyski, lśnienia pobudzające fantazję i wyobraźnię. Jest aspektem biernym, więc reprezentuje to, co inspiruje i prowadzi nas dalej – ona sama nieruchomo przeżywa, ale pozwala nam dostrzec coś jej oczami, co prowadzi nas dalej (w naszej aktywności). Jak łatwo zauważyć, część moich określeń pasowałaby także do Kapłanki, która jednak jako Wielki Arkan stoi dla mnie „piętro wyżej", prezentuje się potężniej i więcej sobą przekazuje. Praktycznie największą różnicą widzianą w rozkładzie będzie oczywiście miejsce kobiety – Kapłanka klasycznie znana jest z tego, że zdradza kobietę ukrytą, kochankę. Królowa Kielichów przeciwnie – ona jest sercem związku, sercem rodziny.


Ananda Tarot
Wracając do piękna, jeśli chcemy szukać go poprzez karty, to właśnie Królowe coś na ten temat mają do powiedzenia. Przy Królach jakoś ciężko mówić o pięknie – jako aspekt dominujący, mogą z tym w różny sposób korelować, ale to Królowe dają zanurzenie i prawdziwe odczucie, przeżycie, dostrzeżenie tego, co piękne. Muzy są kobietami, a w Tarocie tymi muzami są Królowe.

Jakie jest piękno z perspektywy Królowej Kielichów? To energia zwiewności, ulotności, delikatności, łagodnych, pięknych słów, platonicznych uczuć, słodkich gestów... Najpiękniejsza pora to ta, gdy niebo jest złocistoróżowe a wiatr delikatny; ciepłe, letnie zmierzchy. Piękno przyrody, radosnych chwil. Naiwność, niewinność. Zakon Złotego Brzasku przypisał tę Królową do znaku Raka, co wydaje mi się wręcz naturalne.

Piękno otaczające Królową Kielichów w przeciwieństwie do Królowej Monet będzie znacznie bliższe naturze, pozbawione bogactwa, wystawności, ciężaru i masywności luksusu. Królowa Pucharów to dla mnie długie rozpuszczone włosy, jeszcze najlepiej falujące, długie lekkie suknie (bo koniecznie musi na wietrze powiewać i falować), wianki, kwiaty – koniecznie polne lub inne drobne i delikatne, styl boho lub secesyjne wijące się linie. W korelacji z tą energią to, czym się otaczamy, powinno mieć duszę i przemawiać do duszy.
 
Emocjonalna, ciągle głodna uniesień natura Królowej Kielichów przynosi też niestety płaczliwość, jęczliwość, użalanie się, niemoc. W konfrontacji bywa zwykle najsłabsza, najcichsza, najmniej znacząca. Jej głos ginie wśród innych, jej zalety, które mogłyby ujawnić się w bezpośredniej, przyjacielskiej rozmowie, w pędzie życia bywają niedostrzegane. Nie widzę tej Królowej tak skrajnie jak Króla Kielichów, którego nieraz odbieram jako poważne ostrzeżenie o takim Kielichowym zatraceniu granic. Jakość Królowych jest w moim odczuciu łagodniej działająca, stąd i te energie, które odbieramy jako negatywne, nie działają aż tak niszcząco.

Alfred Stevens Wieczór nad morzem
Jest w Królowej Kielichów także pewne pokrewieństwo do Gwiazdy, ponieważ biernie czekając na to, co ześle jej los, marzy i śni o tym, czego miałaby doświadczać. Ma w sobie spore pokłady nadziei na lepsze jutro, wiarę: w los, w szczęście, w opiekę sił wyższych. Ponieważ jest słaba i delikatna, szuka ochrony u pomocnych ludzi, stara się zjednywać ich do siebie, nie mogąc zbytnio liczyć na to, że uda jej się wymusić na nich autorytet.

Literacko blisko energii Królowej Kielichów dostrzegam postać Jane z Dumy i uprzedzenia J. Austin. Była to najstarsza z pięciu sióstr, i obok Lizzy, głównej bohaterki – zdecydowanie odległej energiom Królowej Kielichów – druga ukazana w pozytywnym świetle.

Królowa Kielichów jest chyba dla mnie najbardziej spokojną kartą z tego dworu, a jej wpływ uważam za mniej piętnujący zestawiając z Królem czy Giermkiem Kielichów, którego rozpiętość emocjonalną bywa trudno logicznie ogarnąć. Jest dla mnie energią zatrzymania, gdy na pierwszy plan wypływa świat uczuć i marzeń. Bardzo mocno koreluje dla mnie z wizją, obrazem widzianym w głowie, rozmytym, gdy czasem łatwo opisać detal, ale ciężko oddać całość sceny, lub odwrotnie, widać całość, lecz nie można dojrzeć detalu. Królowa Kielichów to odbicia i ich zniekształcenia, mieszanie się rzeczywistości  i fantazji. Odczuwanie świata prawą półkulą, bogate życie wewnętrzne, zmysł artystyczny, wsłuchanie w otaczające emocje, bardzo rozwinięta wyobraźnia.


poniedziałek, 28 stycznia 2019

Czas baśni cz. 2: John Bauer Tarot i Rackham Tarot


Jak pisałam w poprzednim poście, ogromnie przyjemną niespodzianką była dla mnie informacja, że pojawiły się dwie talie Lo Scarabeo, do których wykorzystano ilustracje wspaniałych ilustratorów z przełomu XIX i XX wieku, Johna Bauera i Arthura Rackhama.

Niewątpliwie nie każdy uznaje za trafiony pomysł łączenia wcześniej powstałych ilustracji z symboliką tarota, chociaż obserwując popularność takich talii (w tym przynajmniej kilka talii opartych na dziełach malarskich), istnieje sporo amatorów rozchwytujących takie publikacje. Zdecydowanie zaliczam się do tej grupy. Artystyczne piękno takich talii jest niepodważalne.


 O talii wykorzystującej prace Johna Bauera pięknie opowiada Kelly z kanału YT The Truth in Story, prezentując wszystkie karty. Bardzo podoba mi się, jak zwraca uwagę na kontrasty w ilustracjach: światło otoczone ciemnością, maleńkie postacie zderzone z ogromnymi, niedopowiedziane „kto jest kim” (na przykład na karcie Cesarza, na której mamy olbrzyma, a przed nim maleńką dziewczynkę). Klimat wszystkich obrazków jest niezwykły, przenosi dosłownie w świat baśni. Kiedy patrzę na te ilustracje, czuję, jak emanuje z nich klimat początków XX wieku, czasu, gdy wielką popularnością cieszyły się różnego rodzaju stowarzyszenia łączące artystów, pisarzy, zgłębiających i rozwijających tradycje duchowe i ezoteryczne.

Póki co, nie miałam tej talii w ręku, ale ten dystans nie przeszkadza mi szczerze gratulować, że taka talia powstała i że przepiękne ilustracje zostały wznowione. Ożywione w innym celu, mogą dotrzeć do kolejnych pokoleń.

Tutaj można obejrzeć rzetelną recenzję Kelly (po angielsku):




Ale drżenie mojego serca wywołała ta druga publikacja. Dzieła Arthura Rackhama są chyba znane nieco szerzej niż Johna Bauera, tak przynajmniej było w moim przypadku. Ogromnymi nadziejami wypełniła mnie kilka lat temu zapowiedź wydania talii tarota opartej na pracach Rackhama zwanej Ring Cycle Tarot. Dla mnie – niestety, kształt jaki ostatecznie nadano tej talii to nie było to, czego oczekiwałam.

Ale kiedy zobaczyłam, że ilustracje Rackhama są dostępne w zupełnie nowej publikacji, kiedy zobaczyłam kilka promujących zdjęć... Miałam odpowiedź przynajmniej na jedną wątpliwość – Lo Scarabeo na pewno nie będzie zaskakiwało odbiorcy własnymi nadpisanymi koncepcjami, które miałyby łączyć różne tradycje i wątki.  Oni po prostu biorą ilustracje i chcą je w miarę możliwości uspójnić wizualnie i puścić jako kolejny produkt.
I to jest dokładnie to, czego ja oczekuję od wydawcy, który sięga po ilustracje, które w założeniu nie miały nic wspólnego z tradycją tarotowych przedstawień.

W zasadzie jest to pierwsza talia, którą kupiłam niemal całkiem w ciemno, pomijając promujące ilustracje. Chciałam zobaczyć prace Rackhama – wiedziałam, że będą tworzyły fantastyczne tło dla kart – bo też tak to w zasadzie dla mnie działa. Chyba nigdy wcześniej nie podjęłam decyzji tak instynktownie i bez dania sobie czasu na przemyślenie zakupu (jeśli ktoś ma więcej talii niż możliwości korzystania z nich, wie o czym piszę ;-) ) – a jestem w miejscu, w którym najchętniej nie kupowałabym już żadnych kart :-)

Jeśli ktoś nie miał jeszcze okazji podejrzeć, karty wyglądają tak (nie są to wszystkie karty):






Poniżej moje absolutne crème de la crème:


Jak widać, karty utrzymane są w odcieniach sepii. Papier jest gładko matowy i stosunkowo sztywny. Ilustracje Rackhama przywołują echa malarstwa prerafaelitów. Niektóre grafiki bardzo silnie kojarzą się z D. G. Rossettim i jego słynną modelką. We mnie budzą też skojarzenia z ekspresją znaną z obrazów równolatka Rackhama, wspaniałego Jeana Delville, którego obrazy i wiersze pełne są mistycyzmu: postacie wyrywające się w niebo, wyciągające ręce, zastygłe w gestach. Nasuwają mi się także możliwe późniejsze inspiracje. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że na pracach Rackhama swój warsztat artystyczny trenowała Stephanie Pui-Mun Law, autorka Shadowscapes Tarot czy też Luis Royo, którego prace również wykorzystano jako grafiki w kilku różnych taliach tarota.

Arthur Rackham vs Dante Gabriel Rossetti

Kilka przykładów prac Jeana Delville
Stephanie Pui-Mun Law, 3 Kielichów z talii Shadowscapes Tarot

Ilustracja Luisa Royo

Wracając do talii Rackham Tarot – moje odczucia najlepiej chyba opisze sam tarot... Na pytanie, kiedy już przejrzałam całą talię, przetasowałam, zrobiłam kilka niezwykle wymownych szybkich rozkładów (ta głębia przekazu pierwszych odczytów...!) – no więc na moje pytanie „Czym jest dla mnie ta talia” – wyciągnęłam XXI Świat – ostatni z Wielkich Arkanów. 

W tym przypadku mówiąc najbardziej potocznie to naturalnie strzał w dziesiątkę, sięgając po język bardziej ezoteryczny, czyżby „talia duszy”?
Ilustracje w skali 1:1 oddają moją wewnętrzną estetykę. Patrząc na karty, odczuwam wewnętrzne uniesienie – stan, kiedy czujemy, że gdzieś nas porwało i rzuciło prosto w odpowiedź, tak dosłownie i bez najmniejszych wątpliwości.

Kończąc swoje zachwyty, czas na podsumowanie. Fantastycznie, że tak piękne talie zostały wydane szeroko działającym wydawnictwem, przez co stosunkowo nietrudno je kupić, zakres cenowy jest naprawdę przystępny, nadruk prawdopodobnie trwały (bazując na moich innych stasowanych taliach Lo Scarabeo, niezależnie od papieru), rozmiar kart przyjemny w pracy nimi. I żadnych więcej irytujących napisów na kartach... (z czego znane są szeroko starsze talie Lo Scarabeo ;-) )


Po prostu – jupi!! Na mojej osobistej liście w czołówce.
  

wtorek, 22 stycznia 2019

Czas magiczny, czas baśniowy

Chyba nie będę nadmiernie oryginalna, kiedy napiszę, że w interpretacji kart bywa czasem coś z czytania baśni. 

Wróżba, podobnie jak baśń, ma w sobie szczególną nienamacalność, niezwykłość, niekiedy wręcz fantastyczność. Baśniowe schematy i archetypy świetnie wpisują się w znaczenia kart.

Nie dziwi mnie więc wcale, że tak wiele istnieje talii, których charakter przypomina ilustracje z Księgi Baśni. I nie ma chyba lepszego czasu, niż czas zimowy, na ich kontemplację! 

Ostrzegam – to będzie wpis o taliach tarota, żadnych merytorycznych uwag tym razem :-) Chciałam podzielić się tutaj swoimi małymi zachwytami – czyli troszkę napisać o tych taliach, przy których ja czuję się jakbym sięgała do świata baśni i bajek.





Talia Tarot tysiąca i jednej nocy, ilustracje Leon Carre, wyd. Lo Scarabeo


Zachwyciłam się tą talią, kiedy jeszcze szukałam jakiejś „pierwszej własnej”. Wykorzystano tutaj prace powstałe jako ilustracje do Baśni tysiąca i jednej nocy – a więc dosłownie towarzyszące baśniom – przepiękne, dopracowane w detalach akwarelowe dzieła z lat. 20. XX w., utrzymane w klimacie orientu. To, co jest największym pięknem tej talii jest oczywiście także jej największą słabością – wówczas od zakupu odwiodła mnie właśnie obawa, że źle będzie mi się korzystało z talii, której ilustracje nie były dedykowane jako ilustracje kart.
Tak więc zamiast pierwszą, stała się moją drugą talią. Wiem, że jest to bardzo subiektywne, ale ja osobiście nie miałam problemu z odnalezieniem w poszczególnych kartach klasycznych znaczeń. Ilustracje jak dla mnie korespondują bardzo dobrze z przypisanym znaczeniem. Staram się oczywiście dostrzec w ilustracji utrwalone dla danej karty znaczenie, więc na przykład na karcie Sprawiedliwości – z ilustracją najbardziej chyba odległą od typowych przedstawień – patrzę na kobiecą postać jako na tą, która klasycznie trzyma wagę. Kobieta idąca drogą poprzez nadany jej kontekst jest dla mnie symbolem surowej racji, przepisu, rozsądku itd.
Bardzo lubię sięgać po te karty, kiedy chodzi o uczucia, emocje, relacje. W obrazkach Leona Carre czuć echo opowieści, które inspirowały do ich powstania i nadają one niepowtarzalny klimat odczytywanej z kart historii.






Fairy Lights Tarot, il. Lucia Mattioli, wyd. Lo Scarabeo


To już zupełnie inna... baśń. Ta kreska, fantastyczność, niejasność i nieczytelność, no i te kolory...! 

Mattioli jest ilustratorką (artystką) bardzo dla mnie interesującą. Jej styl z pewnością ucieka od łatwo dostrzegalnej urody. Chociaż na kartach aż roi się od różnego rodzaju istot, nie mniej ważną rolę odgrywa niepowtarzalne otoczenie – cały świat dziwnych budynków, urwisk, mgieł... Co jeszcze ciekawsze, wszystkie ilustracje na kartach są odciętą połową – Mattioli nie tylko proponuje więc swoją wersję tarotowej opowieści, ale jeszcze dodaje nowe korespondencje między kartami. Niekiedy są one bardzo jednoznaczne, jak w przypadku 7 Kielichów i Księżyca – obie karty są jakby dwiema połówkami tego samego, czy w przypadku 4 Monet i Wieży, gdzie bardzo czytelny jest kontrast między strukturą i zamknięciem 4 Monet a rozpadem w Wieży (z drugiej strony obie karty reprezentować mogą budynki, jest też więc i podobieństwo).  






Istnieją także połączenia tak nieoczywiste jak 6 Mieczy z Gwiazdą (czy dlatego, że obie są przypisane Wodnikowi?) lub 3 Mieczy z Asem Monet, itd.  Nie zapomnę rozkładu poprzedzającego mój zakup – typowy rozkład na pracę z tą talią. W jednym z miejsc określających talię pokazała się karta Kochanków. Wówczas jeszcze nie wiedziałam, że karty łączą się w pary – w ten sposób system tarota określił tę cechę tej talii. Interesujące, nieprawdaż?






Shadowscapes Tarot, il. Stephanie Pui-Mun Law oraz Tarot of White Cats, il. Severino Baraldi


Pisząc o baśniowych naleciałościach, nie mogę nie wspomnieć o tych taliach. Każdy z obrazków bez obaw można by przenieść do Księgi bajek. Tarot Białych Kotów jest oczywiście kolorową, intensywną i poprawną warsztatowo wersją Ridera-Waita, utrzymaną w stricte bajkowej konwencji. To nie jest zarzut! :) Talia ma swój urok, wewnętrzne dziecko macha piąstkami z radości, a rozkłady... – no bez taryfy ulgowej, talia „pracuje” jak każda inna. Ciekawostka – to mój absolutny faworyt, gdy pytam o sprawy związane ze zwierzętami.


Shadowscapes Tarot to również talia mocno oparta na klasycznym Rider-Waitowskim wzorcu. Ilustracje są jasne, pastelowe, pełne bogactwa w detalach. Tchną lekkością, naprawdę zdają się bardzo „powietrzne”. Osobiście dla mnie więcej jest w nich „bajki” niż „baśni”, i chociaż z jednej strony są piękniejsze w wykończeniu niż np. prace Mattioli (Fairy Lights Tarot), brak im specyficznego niedopowiedzenia, jakiejś niejasności.

Oczywiście, zależnie od przyjętych kryteriów, można by wymieniać kolejne talie. Można rozszerzać i zawężać zbiór, ostatecznie charakter różnych talii różni się od siebie. Ale już od jakiegoś czasu po mojej głowie wędrowało właśnie to skojarzenie baśniowej magii, kiedy tak zimą siedziałam nad niektórymi rozkładami.
  
Moje refleksje zbiegły się z dwiema premierami Lo Scarabeo (jednak dominującego w polskich sklepach wydawnictwa kart ) – talii wykorzystujących stare ilustracje z bajek i baśni właśnie: John Bauer Tarot i Rackham Tarot. Nazwy talii pochodzą naturalnie od nazwisk twórców, żyjących podobnie jak Leon Carre na przełomie XIX i XXw. 

Być może niedługo napiszę o nich coś więcej – ogromną radością napawają mnie te dwie publikacje!