wtorek, 25 czerwca 2013

Kochankowie – trudna decyzja


Tytuł jest lekko przewrotny- chcę napisać o moim rozumieniu tej karty, z którą wiążą się pewne niejednoznaczności. Mój tekst nie jest polemiką z rozumieniem tej karty przez innych tarocistów – jest prezentacją mojego punktu widzenia, rozumienia tej karty.

Tą niejednoznacznością jest aspekt decyzji, wyboru, przypisywany Kochankom. Niektórzy go widzą, i tak rozumieją tę kartę (+ inne znaczenia), inni traktują ją wyłącznie jako, mówiąc najzwięźlej, kartę zaślubin, połączenia.

Pisząc na samym początku właściwą tezę, ujmę to krótko. Kochankowie nie przedstawiają dla mnie wyboru między dwiema drogami (albo-albo). Kochankowie (w moim rozumieniu) mogą przedstawiać otwarcie się nowej drogi, oferty, z której skorzystamy lub nie (albo wkroczę na nią, albo zostanę tu gdzie jestem). Niby niewielka różnica między pierwszą a drugą opcją, ale w moich oczach zmieniająca bardzo sens.

Ten sens – nowych możliwości wynikających z połączenia – widzę w pierwszych taliach: Viscontich (w dwóch wersjach), w talii d’Este... Również w pierwszej „kupnej” talii, z którą pracowałam (Universal Fantasy Tarot) VI arkan przedstawia po prostu wtuloną w siebie parę. Owszem, kiedy poznawałam karty, spotkałam się również z przypisywaniem Kochankom dylematu. Janusz Wilczewski w Karcianych wróżbach pisał: „Pożądanie i prawo, czyli dwie drogi (z jednej trzeba zrezygnować), a więc prawo wyboru a i zarazem pierwsza strata na tej drodze. Wyboru należy dokonać na drodze intuicyjnej. Symbol inspiracji, przeczuć, domysłów”.

Poniżej moje widzenie karty Kochanków i mój kierunek interpretowania tej karty, jej znaczeń.

Przede wszystkim jest to dla mnie karta „pomyślnych wiatrów”, sprzyjających wpływów, korzystnych okazji. Dobre, życzliwe gesty, zwłaszcza ze strony jednej, określonej osoby (chociaż może też być to grupa). Chęć nawiązania kontaktu (o życzliwym charakterze), chęć współpracy, współdziałania, wszelkiej wymiany, w której obie strony traktowane są równo. Stąd też często karta ta w aspektach zawodowych potrafi pokazać spółki, wspólników, partnerów kierujących wspólnym przedsięwzięciem.
Czy Kochankowie są kartą wielkiej, głębokiej miłości? Sama karta zdecydowanie nie jest taka jednoznaczna w tym temacie. Ale w oparciu o moje doświadczenie mogę powiedzieć, że często osoba, o którą pytamy, pokazująca się w tej karcie, jest otwarta uczuciowo, emocjonalnie, chętna na flirt, chętna na wspólne przebywanie razem, często w jej zachowaniu można dostrzec oznaki zainteresowania. Symbolicznie taka „wyciągnięta ręka”. Jestem chętny do zacieśnienia naszej znajomości, chcę z tobą spędzać czas, jestem lub chcę być twoim przyjacielem.
Kochankowie potrafią pokazać relacje, z których nic poważnego nie wyniknie na przyszłość. W moim odbiorze to przede wszystkim karta sprzyjającego czasu, dobrego momentu, by działać, to sprzyjające okoliczności. Kochankowie to dla mnie zaproszenie, okazja do „nowej jakości”, jeśli skorzystamy z tej okazji, mamy możliwość stworzyć coś nowego, nową relację, nowy pomysł – wspólnie z drugą osobą lub w określonym środowisku w grupie.
W rozkładzie zawodowym, w pytaniu o nową pracę, co może oznaczać karta Kochanków? Według wielu wybór, między np. nową pracą a starą. W moim odczuciu – jeżeli karta reprezentuje to nowe miejsce do którego chcemy trafić, po pierwsze jest bardzo duża szansa, że pracę dostaniemy, a przede wszystkim – że zostaniemy dobrze odebrani przez osobę rekrutującą. Mamy kogoś nam przychylnego w tym miejscu. Jeżeli nasze pytanie dotyczy tylko przebiegu rekrutacji/rozmowy kwalifikacyjnej, osoba, z którą rozmawialiśmy, dobrze nas odebrała, jednak nie przesądza to jeszcze o tym, że pracę dostaniemy.
W pytaniu o to, jaki będzie miesiąc lub okres czasu, karta Kochanków może reprezentować – poza okazją poznania kogoś, również czas pomyślnych, sprzyjających nam wpływów. Spotkanie przyjaciół, duża bliskość emocjonalna, ciepło emocjonalne. Możliwości pozytywnego załatwienia spraw, które wcześniej były uciążliwe.

czwartek, 6 czerwca 2013

Pogoda pod Kapłanką

Pogoda w tym roku nie rozpieszcza. Najpierw długa zima, potem zimna wiosna i pochmurne początki lata. Czerwiec zaczął się deszczem i zagrożeniami podtopień – oraz powodziami w zachodniej Europie.

Aura ostatnich dni pokazała mi się w karcie Kapłanki:
- przeważa żywioł wody: na niebie grube, ciężkie chmury; nie ma ulewnego, gwałtownego deszczu, który nagle lunie i za chwilę znów jest ciepło (ogień wody); z chmur na niebie pada albo równy, monotonny deszcz albo mżawka, przy której nie wiadomo – brać parasol czy nie...; w powietrzu cały czas czuć wilgoć, ziemia jest nasiąknięta wodą, miękka, poziom wody w rzekach wyższy;
- temperatura średnia, około 15 stopni, nie ma skrajności; przez cały dzień utrzymuje się na podobnym poziomie;
- temperatura i deszcz skłaniają do „zakrywania się”, „chowania” – kurtki, kaptury, swetry, parasole; chociaż zbliża się lato, nie pokazujemy ciała tylko ukrywamy się pod odzieżą; nie chce się spędzać czasu na powietrzu – lepiej gdzieś się ukryć, np. w kawiarni, lub zostać po prostu w domu;
- chociaż zbliża się sezon, nie chcemy w tym czasie wydawać pieniędzy (imprezy związane z coraz piękniejszą pogodą, wymiana garderoby na letnią, „odświeżenie wizerunku” na lato), „nic się nie chce”, zastój jeśli chodzi o „biznes sezonowy”;
- dzień jest ciemny, zła widoczność (chociaż w tej chwili u mnie nie ma mgieł, myślę, że Kapłanka również doskonale oddawałaby i ten aspekt wilgoci);
- niebo stalowe, ciężkie;
- senność w powietrzu, brak energii;
- pogoda w tym czasie Kapłankowym jest stabilna, taka sama była i zapewne przez kilka następnych dni będzie – myślę, że ten aspekt pewnej trwałości, status quo jest dosyć istotny – z tego można wywnioskować drugą informację, o swoistym bezpieczeństwie takiej pogody; Kapłanka nie niesie w sobie informacji o gwałtownych zmianach, nagłych stratach itd. – więc rzeka, mimo wysokiego stanu, jednak nie wyleje, piwnice nie zostaną podtopione, tama nie puści nagle itp.;
- brak burz i porywistego wiatru;
- dobry czas na refleksje, wewnętrzne podróże (też te stymulowane książką lub filmem), poddawanie się wewnętrznemu nastrojowi, oddawanie się marzeniom, pracy wzbogacającej wnętrze;
- raczej niekorzystny czas dla osób depresyjnych, przybitych, zagubionych – Kapłankowa aura może potęgować niepokoje, pytania, wątpliwości;

Tak bym widziała tę Kapłankę w aspekcie pogodowym, która zatrzymała się przez kilka dni nad moją okolicą :-)

Na szczęście pogoda już się przełamuje, druga połowa czerwca ma być przyjemniejsza (oby w całej Polsce) :-) Tego sobie i wszystkim życzę :-)

niedziela, 2 czerwca 2013

Jaki jest ideał tarocisty?

Nie znam jednej dobrej odpowiedzi na to pytanie, ale na pewno warto chwilę pomyśleć nad jej poszukaniem.

W moim odczuciu inaczej wygląda robienie rozkładu drugiej osobie i dla niej interpretowanie kart, nieco inaczej wygląda praca dla samego siebie, korzystanie z kart na własny użytek. Gdy interpretuję karty dla samej siebie, rzadko werbalizuję to, co widzę. Zdecydowanie bardziej hasłowo odnoszę się do tego, co się pokazało… Przy czytelnych, jednoznacznych rozkładach mogę sobie powiedzieć „Aha, więc tu jest tamto wydarzenie, w tej karcie…”, „Aha, tutaj to pokazał się X, zwykle określa go ta karta”, „Aha, tutaj ja, zwykle ten układ kart pokazuje mój udział w problemie” itd… Nie muszę ubierać w słowa tego, co widzę, rzadko ujednoznaczniam symbole w opowieść.

Robienie rozkładu dla kogoś, z intencją udzielenia mu odpowiedzi na pytanie, to w moim odczuciu inna „para kaloszy”. Owszem, niewątpliwie czerpiemy z jednego źródła – znajomości znaczeń kart, lepszego lub gorszego poruszania się w ich spójnej interpretacji, umiejętności „wyczytania odpowiedzi” z tego, co się pokazało. Ale jednak osoba stawiająca karty musi w jakiś sposób przekazać to, co widzi, co jej się wydaje, że pokazało się w kartach.

Robiąc rozkłady dla rodziny i przyjaciół, miałam kilkakrotnie taką sytuację, w której dowiedziałam się, że wydarzenie, jakie pokazało się w kartach, zaistniało – ale nie zaistniało w taki sposób, w jaki je przekazałam. Z mojego punktu widzenia – pamiętając karty – wszystko się sprawdziło, było tak, jak się pokazało… Gdyby to był rozkład robiony przeze mnie dla mnie samej, właśnie tak bym go widziała, jako „zrealizowany”. Jednakże osoba, która jedynie usłyszała moją opowieść, mogła mieć odczucie, że wróżba jej się nie sprawdziła, lub nie sprawdziła w pełni.

Więc – jaki jest idealny tarocista? W idealnym świecie ;-) : taki, który potrafi tak przekazać historię, opowieść pokazaną w kartach, że „otwiera na zrozumienie” osobę, która o postawienie kart go prosi. Nie zamyka go w jednym określonym scenariuszu, ale z drugiej strony potrafi pokazać mu przyszłe wydarzenia. Bardzo trudna sztuka, myślę.

Skoro już jestem w okolicach „precyzji odpowiedzi” – jak taka precyzyjność powinna wyglądać u idealnego tarocisty? :) Nie ukrywam – bardzo podziwiam ludzi, którzy z kart potrafią odczytać bardzo spójną i konkretną wizję przeszłości/teraźniejszości/przyszłości, która ma odbicie w rzeczywistości. Wiadomo, w zasadzie o to właśnie chodzi: o odczytanie tego, co jest, było lub będzie.
Z drugiej jednak strony wychodzę z założenia, że tak jak nie ma ludzi nieomylnych, tak samo nie ma tarocistów nieomylnych. I chociaż szalenie podziwiam sztukę precyzyjnego, dokładnego wyczytywania informacji z kart, sama jestem zwolennikiem ostrożnego przekazywania komuś interpretacji. Ponad przekonanie o doskonałe rozumienie „mowy kart” stawiam odpowiedzialne „w moim odczuciu”, „tak bym to widział/widziała”, „bardzo prawdopodobne” itd.

Co jeszcze powinien posiadać mój idealny tarocista poza umiejętnością zinterpretowania kart w sposób wyważony, czytelny, ciekawy, zrozumiały ale i bogaty w informacje…? Moim zdaniem – powinien stać dwiema nogami na ziemi. Doskonałym, humorystycznym antywzorcem jest profesor Trelawney z cyklu powieści o Harrym Potterze – nomen omen nauczycielka wróżbiarstwa :)

Karty oferują ogromne możliwości poznawcze, aż tyle, ale i tylko tyle. Można w nich zobaczyć i opisać problem, ale nie oznacza to, że znajdzie się na niego skuteczne rozwiązanie. Lubię takie ujęcie tematu – nadmierna przesada w kadzidła, mgły, czary o północy i kontakty z duszami jest tą stroną ezoteryki, której nie wpuszczam do swojego domu i unikam znawców, którzy tak rozumieją swoje duchowe powołanie : ).

Cały temat zainspirowało przeczytane jakiś czas temu zdanie, że ideał tarocisty wyraża karta Kapłanki. Kapłanka reprezentuje dyskrecję, milczenie – to co zostało powiedziane między nami, pozostanie między nami, a także wgląd w wewnętrzny, duchowy świat, mądrość, płynącą z wnętrza, nie mającą nic wspólnego z samochwalstwem i kreowaniem siebie na mędrca, który ma prawo pouczać i ganić (czyli Kapłan). Kapłanka to także kontakt ze światem duchowym, światem niewidzialnym, więc ezoteryka pełną gębą.
A ja, mimo tego, że rozumiem te wszystkie aspekty przemawiające za Kapłanką, nie potrafię się zgodzić na takie „utożsamienie”. Kapłanka nie jest moim ideałem, do którego zmierzam, jako tarocistka : ) Kapłanka wie, ale nie powie – tym samym dla mnie jest poznaniem podświadomym, nocnym, ukrytym – które i tak w sobie noszę, ale nie umiem rozpoznać tej wiedzy. Dla mnie to „pierwotny język”, język snu, symboli, które projektuję sama na siebie, a których potem często nie potrafię jednoznacznie zinterpretować. Kapłanka czytająca karty to umistycznianie tajemnicy, to zaciemnienie prawdy, którą pragnę ujrzeć „światłem dziennym”, uświadomić sobie, zrozumieć – z pierwotnych, przedwerbalnych symboli poznać na nowo w moim teraźniejszym „ja”. Kapłanka czuje przeszłość, czuje przyszłość, jej tarot nie jest potrzebny, ponieważ ona cała jest wczuwaniem, widzeniem, byciem niefizycznym w niefizycznych przestrzeniach… tak widzę Kapłankę.
Nie wiem, czy umiałabym wskazać jedną kartę, którą bym widziała jako idealnego tarocistę – wybrałabym którąś z kart związanych albo z rozumem, wiedzą opartą na „poznawaniu czegoś”, zgłębianiu – więc na przykład Pustelnik, poszukiwacz, mądry doświadczeniem, pracą, patrzący wewnątrz, rozumiejący, ale inaczej niż Kapłanka… I inna karta, o wiele bardziej „dzienna”, więc Cesarzowa, która z mądrością podchodzi do tego, co robi, czyli kart, czyli klienta, czyli wiedzy, jaką może zdobyć za pomocą kart. To tylko takie moje przykłady, na pewno nie moje „typy” – tego wciąż chyba nie mam…

Na zakończenie, oto odpowiedź z kart na moje pytanie: Jaki jest ideał tarocisty? 3 Buław
Moja interpretacja jest taka: otwarty umysł, gotowy na podróż w nowe obszary; tarocista jest podróżnikiem, który ogląda, widzi, poznaje „nowe krainy”; korzystanie z kart tarota to podróż, ale nie powinna to być bezmyślna, przypadkowa podróż – to podróż według planu, zgodnie z pewnymi założeniami, nakierowana na pewien cel. Kolejna rzecz – 3 Buław kojarzy mi się również z szeroką perspektywą, widzeniem rzeczy w nowym świetle, trochę z oddali, panoramicznie, więc idealny tarocista to ktoś, kto nie tylko „podróżuje” za pomocą kart, ale także widzi więcej i dalej. Jego rolą jest opisanie światów (lub świata), które widzi. Przed tarocistą rozciąga się krajobraz, widziany z „lotu ptaka”. Same karty skojarzyły mi się tutaj z mapą i kompasem, z jednej strony prowadzą tarocistę, z drugiej strony określają, gdzie jest w tej chwili. Ucieszyłam się, że jednak nie pokazała się żadna „mistyczna” karta – ale wiadomo, odpowiedź jest na pewno subiektywna, komuś innemu może pokazać się zupełnie inna karta, o innym charakterze. Dla mnie rzeczywiście karty są „tratwą”, narzędziem, dzięki któremu mogę zobaczyć więcej : )

Drugie pytanie związane pośrednio z poruszonym tematem: Jaką ja jestem tarocistką? Kochankowie
Pytałam bardziej w aspekcie mojej pracy z kartami, nie tyle w relacjach ja – klient.
Widać, że lubię korzystać z kart :) Mam do tego bardzo pozytywny stosunek, lubię to robić, sprawia mi to przyjemność. Lubię w ogóle myśleć o kartach, interesuje mnie ten temat również w kontekście historycznym. Może też chodzi o to, że często sięgam po karty, ale nie upatruję w nich wyroczni względem swojego życia. Samego tarota, a może nawet Tarota (rozumianego jako pewien system, zbiór symboli) nie traktuję jako czegoś, co budzi mój lęk, niepokój, i chociaż również bardzo intryguje mnie kwestia „skąd te odpowiedzi” (i mam też swoje przemyślenia na ten temat), to ostatecznie nie mistycyzuje nadmiernie tego, co robię. Myślę, że – na dzień dzisiejszy przynajmniej – nie mam w sobie jakichś nadmiernie rozbuchanych ambicji związanych z korzystaniem z kart. Jako tarocistka zwykle analizuję swoje własne życie i moje problemy (ewentualnie bliscy), więc nie pokazały się różne problemy związane z pracą z innymi, obcymi ludźmi : )