czwartek, 21 grudnia 2017

...z ramkami czy bez?


Bardzo wiele osób, które w pewnym momencie zdecydowały się wkroczyć na ścieżkę poznawania kart Tarota, prędzej lub później staje się posiadaczem nie jednej, ale kilku talii, kilkunastu talii, kilkudziesięciu talii... (sama stopniowo przesuwam się z drugiej ku trzeciej grupie ;) ). Mając wiele różnych talii śmielej chyba podchodzimy do różnych przeróbek, które stają się niezwykle popularne.

Kilka lat temu, pod wpływem coraz powszechniejszego obcinania ramek kartom, bardzo poważnie zaczęłam o tym myśleć w kontekście swojej startej, steranej Universal Fantasy Tarot. Od dawna kibicuję wszystkim obcinającym ramki, oglądając zdjęcia „pełnoobrazkowych” kart, urzeka mnie wybijanie się grafiki, która w ten sposób po prostu staje się całością karty :) W przypadku mojej talii dochodził bardzo uciążliwy problem ciągle pojawiających się czarnych kropek brudu, bardzo widocznych na białych brzegach, które, chociaż łatwo ścieralne, za kilka przetasowań pojawiały się ponownie. Wszystko przez to, że same brzegi były już strasznie brudne... 


Starte tyły. Talia ma za sobą wiele ;) No a gdyby tak to obciąć... 


Takie były moje fantazje sprzed kilku lat – ale po głębokim przemyśleniu, że w sumie chyba ramki jednak mi się podobają (chociaż bez ramek karty wyglądają na zdjęciach fantastycznie, ciekawe jak wyglądałyby w rzeczywistości...?? ), lubię też klimat tych zniszczonych, stasowanych, pościeranych kart, wytartych brzegów – ostrze wówczas jeszcze nie spadło na ich krawędzie. 

Cały temat odżył we mnie niezwykle spontanicznie i stwierdziłam, że skoro ciągle krążę między obawą a ciekawością, to... zrobię szybki rozkład, jak ten temat pokazuje się w samych rzeczonych kartach, i pomyślę, co dalej. Chociaż, nie, przepraszam, nie tak było. Było tak: zobaczę, jak temat pokazuje się w kartach, i jeśli nie zobaczę czegoś napraaaaawdę strasznego, to tak czy inaczej – OBCINAM!

A że rozpalił się we mnie prawdziwy zapał, postanowiłam nie tylko natychmiast przystąpić do dzieła, ale też i udokumentować wszystko porządnie. 

Rozkład, który miał pokazać, co tam jak to tam wygląda z tym obcięciem ramek, prezentował się następująco: Królowa Kielichów, 4 Mieczy, Rycerz Mieczy. 


Oczywiście, mglistą Królową Pucharów można widzieć jako moje od dawna noszone niezrealizowane marzenia o obrazkach bez ramek, może w ogóle jako o marzeniach, które długo nie miały konkretnego kształtu, takie fantazje, do których podchodzę i od których się wycofuję. Ogólnie tę kartę w dominującym znaczeniu widzę jak wodę rozlaną na myśli pisane atramentem :) Wszystko się rozmywa, traci klarowność, miesza ze sobą. Przy Królowej pokazała się 4 Mieczy – wszak to zawsze włożenie sprawy do lodówki, niech tam poleży i okrzepnie, a potem niech jeszcze trochę poleży, aż zupełnie na kamień zamarznie i po temacie. W to dalekie od bezpośrednich działań towarzystwo wpada jednak Rycerz Mieczy, który co jak co, ale pierwszy jest do wszelkiego rodzaju cięć i wyroków gwałtownych, ostrych jak gilotyna do papieru. Rycerz Mieczy wpada i mówi – tniesz to teraz, albo temat dalej będzie leżał odłożony, chociaż na pewno nie nieobecny (zapewnia pierwsza Dama). 

Ponieważ moim interpretacyjnym nawykiem jest patrzenie na karty z końca – jako kontekst, tło sprawy, czasem – ba, po prostu odpowiedź na pytanie (a centralny rozkład w takim wypadku raczej staje się kontekstem tematu) – na zdjęciu widać również kilka ostatnich kart. Na samym wierzchu najbardziej wymowna karta ze wszystkich – karta Świata. Uwolnienie, albo swojej głowy od tego tematu, albo ilustracji od „ograniczających” je ramek. Tak czy inaczej, symbol otwartej drogi. Za nią – Demon. Niemal dosłownie opozycyjne znaczenie. Temat niedający spokoju – nie ma to jak robienie sobie problemów z drobiazgów, kręcenie się w kółko wokół pewnych myśli, o czym informuje 7 Mieczy... Demon przy 7 Mieczy to oczywiście też i złe decyzje, uleganie podszeptom, własnym słabościom. Pokusa. 

Uwielbiam Universala za jego pomysłowe grafiki, ponieważ w liniach, kształtach i kolorach tworzących obrazki bardzo często ukrywają się dodatkowe ciekawe informacje, które mogą posłużyć za podpowiedź, lub dosłownie odpowiedź, na pytanie. Królową sobie daruję, ponieważ jest to – przy jej całym Pucharowym rozmarzeniu – mój częsty sygnifikator. Ale 4 Mieczy przykuła mój wzrok dosłownie ramką w ramce. Co więcej 4 Mieczy jest kartą bardzo często przedstawiającą szklane akwaria, puste pudełka, sześciany zamknięte symbolicznie (stelaże). Coś otacza coś innego, oddziela coś od czegoś. Posągowa postać – czyżby sama ilustracja, zastygła i nieruchoma, umieszczona centralnie, otoczona, jeszcze ciągle ograniczona? To było moje pierwsze skojarzenie, kiedy do tej karty dołożyłam Rycerza z wielkim mieczem. Ten miecz, choć z pewną przesadą jeśli chodzi o proporcje, dosyć dobrze oddaje podobieństwo mojej gilotyny do papieru. Trzymając za rączkę, wygląda się podobnie jak ten Rycerz, trzymający swój atrybut ;)

Na moje oko i wyczucie, karty pięknie odbiły sytuację i moje plany. Raczej bez wskazania, co przyniesie mi ta decyzja, ale determinację chwili, nagłe poderwanie się do cięcia, bez wcześniejszego rozmyślania i dumania (typowego dla Pucharowej) reprezentuje Rycerz. On w końcu działa nie myśląc o konsekwencjach, więc ja też – zatarłam ręce i rzuciłam się w obcinanie bez drogi odwrotu. 


No i ha! Mam swoją pierwszą przyciętą talię!

Wygląda tak:







Póki co nie zaokrąglałam rogów, jest więc nieco „kłująca”. Może poprawię to w przyszłości, ale z drugiej strony przypomina mi karty robione przeze mnie, które również mają ostre krawędzie, więc mam do takiego surowego wyglądu pewien sentyment. 


To, co mnie uderzyło przede wszystkim – nie sądziłam, że aż tak bardzo – to to, że moje karty stały się... kolorowymi obrazkami. Kiedy zaczęłam je odkładać jedna po drugiej, „widziałam” je jak wycięte ilustracje. Jakkolwiek to nie zabrzmi, początkowym dominującym uczuciem było to, że straciły coś z Tarota. Kiedy dzieło się dokonało, nie można odmówić, że talia „odmłodniała”. Bez mocno startych brzegów, zyskała na jędrności i kształcie. Karty nie są oczywiście idealnie do siebie docięte, więc trzymane razem ujawniają nierówności, ale to akurat mi się podoba – jest w tym coś indywidualnego, własnego. 

Jestem zadowolona z tego przycięcia, chociaż nie umiem powiedzieć, czy teraz karty podobają mi się bardziej. Mam bardzo mocne poczucie 50 na 50. Nie lubiłam brudnych białych brzegów, a tak karty wyglądały niemal nieustannie, więc cieszę się, że ten problem zniknął – zabrudzenia na barwnym tle są mniej widoczne (czytaj – mniej irytujące). Od samego początku nie lubiłam wielojęzycznych podpisów kart (fatalna maniera Lo Scarabeo starszych publikacji, na szczęście w nowych taliach stosują zupełnie inny design). Ale nie sądziłam, że aż tak bardzo zabraknie mi... cyfr. Oczywiście, znam je, ale bez ich graficznego znaku jakoś tak słabiej postrzegam je jako kolejny możliwy symbol-odpowiedź (jako wskaźnik ilości lub czasu). Karty stały się jakby bardziej obrazkami, a z kolei dla mnie ważniejsze jest, jaka jest to karta w systemie Tarota, nie to, co autor ilustracji miał na myśli. Więc trochę za dużo dla mnie obrazka, za mało Tarotowej oprawy. 

Ale w końcu mogłam osobiście, na własnej talii przekonać się, jak wyglądają takie karty z przyciętymi ramkami! Nadal jest to też w końcu mój wierny, oddany UFT. Trochę mniej Kopciuszkowy bez wytartych do białości brzegów z tyłu i pociemniałych, brudnych z przodu. 

Niewątpliwie jednak w moim przypadku przycięcie tej talii nie stało się początkiem odcinania ramek pozostałym kartom. Jak to często bywa, dopiero doświadczenie braku uświadamia nam pewną wartość, której wcześniej nie potrafimy właściwie określić, czym dla nas jest... Ja – zaskakująco i dla mnie samej – najwidoczniej lubię karty z ramkami. A przynajmniej karty z umieszczoną cyfrą, symbolem koloru itp. (jak w Morgan Greer Tarot, z lakoniczną, prostą informacją). Są dla mnie bardziej „karciane”, bardziej „narzędziowe”, podporządkowane wyższej koncepcji – koncepcji Tarota jako całości – a nie jak swawolne, luźne, kolorowe obrazki na stole ;) Może niepotrzebnie obcięłam podpisy, wystarczyło odciąć białe obramowanie, ale właśnie chciałam zobaczyć, jak karty będą wyglądały bez tych wielojęzykowych podpisów, też mocno poprzecieranych. 

Ani do głowy by mi nie przyszło, że właśnie taka będzie moja konkluzja! 

Pozdrawiam wszystkich tarotaliowych pasjonatów :)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz