niedziela, 2 czerwca 2013

Jaki jest ideał tarocisty?

Nie znam jednej dobrej odpowiedzi na to pytanie, ale na pewno warto chwilę pomyśleć nad jej poszukaniem.

W moim odczuciu inaczej wygląda robienie rozkładu drugiej osobie i dla niej interpretowanie kart, nieco inaczej wygląda praca dla samego siebie, korzystanie z kart na własny użytek. Gdy interpretuję karty dla samej siebie, rzadko werbalizuję to, co widzę. Zdecydowanie bardziej hasłowo odnoszę się do tego, co się pokazało… Przy czytelnych, jednoznacznych rozkładach mogę sobie powiedzieć „Aha, więc tu jest tamto wydarzenie, w tej karcie…”, „Aha, tutaj to pokazał się X, zwykle określa go ta karta”, „Aha, tutaj ja, zwykle ten układ kart pokazuje mój udział w problemie” itd… Nie muszę ubierać w słowa tego, co widzę, rzadko ujednoznaczniam symbole w opowieść.

Robienie rozkładu dla kogoś, z intencją udzielenia mu odpowiedzi na pytanie, to w moim odczuciu inna „para kaloszy”. Owszem, niewątpliwie czerpiemy z jednego źródła – znajomości znaczeń kart, lepszego lub gorszego poruszania się w ich spójnej interpretacji, umiejętności „wyczytania odpowiedzi” z tego, co się pokazało. Ale jednak osoba stawiająca karty musi w jakiś sposób przekazać to, co widzi, co jej się wydaje, że pokazało się w kartach.

Robiąc rozkłady dla rodziny i przyjaciół, miałam kilkakrotnie taką sytuację, w której dowiedziałam się, że wydarzenie, jakie pokazało się w kartach, zaistniało – ale nie zaistniało w taki sposób, w jaki je przekazałam. Z mojego punktu widzenia – pamiętając karty – wszystko się sprawdziło, było tak, jak się pokazało… Gdyby to był rozkład robiony przeze mnie dla mnie samej, właśnie tak bym go widziała, jako „zrealizowany”. Jednakże osoba, która jedynie usłyszała moją opowieść, mogła mieć odczucie, że wróżba jej się nie sprawdziła, lub nie sprawdziła w pełni.

Więc – jaki jest idealny tarocista? W idealnym świecie ;-) : taki, który potrafi tak przekazać historię, opowieść pokazaną w kartach, że „otwiera na zrozumienie” osobę, która o postawienie kart go prosi. Nie zamyka go w jednym określonym scenariuszu, ale z drugiej strony potrafi pokazać mu przyszłe wydarzenia. Bardzo trudna sztuka, myślę.

Skoro już jestem w okolicach „precyzji odpowiedzi” – jak taka precyzyjność powinna wyglądać u idealnego tarocisty? :) Nie ukrywam – bardzo podziwiam ludzi, którzy z kart potrafią odczytać bardzo spójną i konkretną wizję przeszłości/teraźniejszości/przyszłości, która ma odbicie w rzeczywistości. Wiadomo, w zasadzie o to właśnie chodzi: o odczytanie tego, co jest, było lub będzie.
Z drugiej jednak strony wychodzę z założenia, że tak jak nie ma ludzi nieomylnych, tak samo nie ma tarocistów nieomylnych. I chociaż szalenie podziwiam sztukę precyzyjnego, dokładnego wyczytywania informacji z kart, sama jestem zwolennikiem ostrożnego przekazywania komuś interpretacji. Ponad przekonanie o doskonałe rozumienie „mowy kart” stawiam odpowiedzialne „w moim odczuciu”, „tak bym to widział/widziała”, „bardzo prawdopodobne” itd.

Co jeszcze powinien posiadać mój idealny tarocista poza umiejętnością zinterpretowania kart w sposób wyważony, czytelny, ciekawy, zrozumiały ale i bogaty w informacje…? Moim zdaniem – powinien stać dwiema nogami na ziemi. Doskonałym, humorystycznym antywzorcem jest profesor Trelawney z cyklu powieści o Harrym Potterze – nomen omen nauczycielka wróżbiarstwa :)

Karty oferują ogromne możliwości poznawcze, aż tyle, ale i tylko tyle. Można w nich zobaczyć i opisać problem, ale nie oznacza to, że znajdzie się na niego skuteczne rozwiązanie. Lubię takie ujęcie tematu – nadmierna przesada w kadzidła, mgły, czary o północy i kontakty z duszami jest tą stroną ezoteryki, której nie wpuszczam do swojego domu i unikam znawców, którzy tak rozumieją swoje duchowe powołanie : ).

Cały temat zainspirowało przeczytane jakiś czas temu zdanie, że ideał tarocisty wyraża karta Kapłanki. Kapłanka reprezentuje dyskrecję, milczenie – to co zostało powiedziane między nami, pozostanie między nami, a także wgląd w wewnętrzny, duchowy świat, mądrość, płynącą z wnętrza, nie mającą nic wspólnego z samochwalstwem i kreowaniem siebie na mędrca, który ma prawo pouczać i ganić (czyli Kapłan). Kapłanka to także kontakt ze światem duchowym, światem niewidzialnym, więc ezoteryka pełną gębą.
A ja, mimo tego, że rozumiem te wszystkie aspekty przemawiające za Kapłanką, nie potrafię się zgodzić na takie „utożsamienie”. Kapłanka nie jest moim ideałem, do którego zmierzam, jako tarocistka : ) Kapłanka wie, ale nie powie – tym samym dla mnie jest poznaniem podświadomym, nocnym, ukrytym – które i tak w sobie noszę, ale nie umiem rozpoznać tej wiedzy. Dla mnie to „pierwotny język”, język snu, symboli, które projektuję sama na siebie, a których potem często nie potrafię jednoznacznie zinterpretować. Kapłanka czytająca karty to umistycznianie tajemnicy, to zaciemnienie prawdy, którą pragnę ujrzeć „światłem dziennym”, uświadomić sobie, zrozumieć – z pierwotnych, przedwerbalnych symboli poznać na nowo w moim teraźniejszym „ja”. Kapłanka czuje przeszłość, czuje przyszłość, jej tarot nie jest potrzebny, ponieważ ona cała jest wczuwaniem, widzeniem, byciem niefizycznym w niefizycznych przestrzeniach… tak widzę Kapłankę.
Nie wiem, czy umiałabym wskazać jedną kartę, którą bym widziała jako idealnego tarocistę – wybrałabym którąś z kart związanych albo z rozumem, wiedzą opartą na „poznawaniu czegoś”, zgłębianiu – więc na przykład Pustelnik, poszukiwacz, mądry doświadczeniem, pracą, patrzący wewnątrz, rozumiejący, ale inaczej niż Kapłanka… I inna karta, o wiele bardziej „dzienna”, więc Cesarzowa, która z mądrością podchodzi do tego, co robi, czyli kart, czyli klienta, czyli wiedzy, jaką może zdobyć za pomocą kart. To tylko takie moje przykłady, na pewno nie moje „typy” – tego wciąż chyba nie mam…

Na zakończenie, oto odpowiedź z kart na moje pytanie: Jaki jest ideał tarocisty? 3 Buław
Moja interpretacja jest taka: otwarty umysł, gotowy na podróż w nowe obszary; tarocista jest podróżnikiem, który ogląda, widzi, poznaje „nowe krainy”; korzystanie z kart tarota to podróż, ale nie powinna to być bezmyślna, przypadkowa podróż – to podróż według planu, zgodnie z pewnymi założeniami, nakierowana na pewien cel. Kolejna rzecz – 3 Buław kojarzy mi się również z szeroką perspektywą, widzeniem rzeczy w nowym świetle, trochę z oddali, panoramicznie, więc idealny tarocista to ktoś, kto nie tylko „podróżuje” za pomocą kart, ale także widzi więcej i dalej. Jego rolą jest opisanie światów (lub świata), które widzi. Przed tarocistą rozciąga się krajobraz, widziany z „lotu ptaka”. Same karty skojarzyły mi się tutaj z mapą i kompasem, z jednej strony prowadzą tarocistę, z drugiej strony określają, gdzie jest w tej chwili. Ucieszyłam się, że jednak nie pokazała się żadna „mistyczna” karta – ale wiadomo, odpowiedź jest na pewno subiektywna, komuś innemu może pokazać się zupełnie inna karta, o innym charakterze. Dla mnie rzeczywiście karty są „tratwą”, narzędziem, dzięki któremu mogę zobaczyć więcej : )

Drugie pytanie związane pośrednio z poruszonym tematem: Jaką ja jestem tarocistką? Kochankowie
Pytałam bardziej w aspekcie mojej pracy z kartami, nie tyle w relacjach ja – klient.
Widać, że lubię korzystać z kart :) Mam do tego bardzo pozytywny stosunek, lubię to robić, sprawia mi to przyjemność. Lubię w ogóle myśleć o kartach, interesuje mnie ten temat również w kontekście historycznym. Może też chodzi o to, że często sięgam po karty, ale nie upatruję w nich wyroczni względem swojego życia. Samego tarota, a może nawet Tarota (rozumianego jako pewien system, zbiór symboli) nie traktuję jako czegoś, co budzi mój lęk, niepokój, i chociaż również bardzo intryguje mnie kwestia „skąd te odpowiedzi” (i mam też swoje przemyślenia na ten temat), to ostatecznie nie mistycyzuje nadmiernie tego, co robię. Myślę, że – na dzień dzisiejszy przynajmniej – nie mam w sobie jakichś nadmiernie rozbuchanych ambicji związanych z korzystaniem z kart. Jako tarocistka zwykle analizuję swoje własne życie i moje problemy (ewentualnie bliscy), więc nie pokazały się różne problemy związane z pracą z innymi, obcymi ludźmi : )

2 komentarze:

  1. Jedną z przyczyn tego, że odbiorcom wróżb może się wydawać, że się nie sprawdziły bywa też to, że chociaż tarocista stara się wszystko klarownie tłumaczyć, odbiorca/klient słucha po swojemu, odbiera po swojemu i zapamiętuje niekiedy zupełnie co innego (często to, co chciał/-a usłyszeć). Nie wróżę bardzo częto dla innych, ale bywam zaskoczona jak bardzo to, co powiedziałam, różni się od tego, co zostało zapamiętane. Na to trudno coś poradzić - oprócz notowania swojej wróżby i płynących z niej wniosków.

    Pozdrawiam
    Magdalena

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za komentarz :) Tak, nawet w zwykłej rozmowie, pomijając karty, można spotkać się z takim wybiórczym słuchaniem...
    Wyjaśnić coś i zostać dobrze zrozumianym to nieraz prawdziwa sztuka.

    OdpowiedzUsuń